Nie ma tego złego... :)
Jeszcze dobrze nie skończyło się lato, a mnie już dopadło jakieś paskudztwo. Zwaliło z nóg i to dosłownie. Chcąc nie chcąc wylądowałam w łóżku, odurzona toną medykamentów. Ale nie ma tego złego... :) Nie chodzę do pracy, nikt nie wymaga ode mnie latania na mopie, więc w 100% mogę oddać się szyciu. Nie jest ze mną na tyle dobrze, żeby zagłębiać się w mocno skomplikowane wzory, ale na kilka par małych sutaszowych kolczyków to czas idealny :) Na razie powstały dwie, trzecia się robi, a na niej oczywiście nie zamierzam kończyć. Myślę, że do końca weekendu jeszcze coś pokażę :)
Małe jest piękne :) Życzę zdrówka :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Myślę, że pomału przekonuję się do małego :)
UsuńPodziwiam tę technikę, która wydaje mi się bardzo trudna.
OdpowiedzUsuńWarto spróbować, nie jest aż tak źle ;) Dla mnie czarną magią jest szydełko
UsuńŚliczne drobiazgi :)
OdpowiedzUsuńŚliczne. Delikatne i dziewczęce.
OdpowiedzUsuń